Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

 

Biwak Kadry Hufca 17-19.03.2017

Stachursky, Krawczyk, Ich Troje, kolana pod brodą i „czerwona strzała” mknąca po mokrym asfalcie.

17 marca w Toruniu rozpoczął się biwak kadry naszego hufca, a tak właśnie wyglądała podróż załogi jednego z aut. Dojechaliśmy jako ostatni, czerwona strzała miała delikatne problemy z forsowaniem górek... Po „krótkich” poszukiwaniach miejsca parkingowego, stanęliśmy u stóp kościoła Najświętszej Marii Panny. Spać przyszło nam w wikarówce. Spanie jednak, jak powszechnie wiadomo nie pasuje do stylu życia kadry, więc prędko ruszyliśmy w miasto. Podzieleni na zastępy błąkaliśmy się po Toruniu w poszukiwaniu QR-kodów. Koniec końców wylądowaliśmy po drugiej stronie Wisły na urokliwym punkcie widokowym. Tutaj też po godzinie oczekiwań na zagubiony zespół (nie, tym razem to nie my!) odbyło się przyrzeczenie harcerskie oraz nadanie naramiennika wędrowniczego Druhowi Karolowi Prabuckiemu.


18 marca przyszedł niespodziewanie szybko. Po nieprzyjemnej pobudce i przyjemnym śniadaniu wprowadzono nas w detale „prawdziwego harcerskiego biegu”. Nazwa może być troszkę myląca, bo wszystko opierało się na tak zwanym geocaching`u. Za pomocą GPS`a odszukujemy charakterystyczne miejsca, w których schowane są miniaturowe pojemniczki. W tych zaś znajduje się karteczka, na której się zapisujemy. Brzmi to bardzo prosto i może nawet nudno, ale w praktyce zwiedziliśmy większość Torunia, poznaliśmy jego zabytki a do tego świetnie bawiliśmy się podczas poszukiwań. Po południu czekał na nas obiad, albo raczej składniki, bo to na nas spadła przyjemność gotowania. Z pełnymi brzuchami ruszyliśmy do planetarium. Wygodne fotele, dźwięk pianina, i widok wirujących gwiazd... Pomimo interesującego pokazu o życiu w kosmosie, walka z ogarniającym nas snem nie była prosta. Wieczór był dla nas czasem wolnym - niektórzy kupowali pamiątki, inni śpiewali i grali w „Czółko”. Dzień zamknął film.


Na 19 marca patrzyłem z nadzieją na szybki powrót. Skłamałbym gdybym powiedział że się udało. Po śniadaniu ruszyliśmy do muzeum. Głównym tematem wystaw była Ameryka Południowa i jej rdzenni mieszkańcy. Kolejne kilka godzin to msza, pakowanie, sprzątanie i ostatecznie wyjazd. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o dom bł. Stefana Wincentego Frelichowskiego w Chełmży. Tutaj też ostatecznie pożegnaliśmy się ze sobą i ruszyliśmy do domów. Czerwona strzała w tym samym składzie dojechała do Tczewa dopiero wieczorem. Opuścili nas niestety Stachursky, Krawczyk i Ich Troje, gdyż „ktoś” włożył do radia dwie płyty naraz.


Tak czy siak, biwak był miłą odskocznią od typowych harcerskich imprez, dziękujemy organizatorom za wspaniale spędzony czas!


Ćw. Maciej Kwiatkowski

Znajdź nas na Facebooku